W drodze na południową wyspę zatrzymaliśmy się w Wellington. To stąd odpływają promy do innego świata. Wellington jest oddalone od Hastings o ok. 300 km. Od razu po przyjeździe udaliśmy się do interaktywnego muzeum Te Papa.
Na 6 piętrach tego ogromnego budynku znajdują się wystawy poświęcone historii, sztuce oraz kulturze maoryskiej. Zobaczycie tu również ekspozycje dotyczące unikalnego środowiska naturalnego Nowej Zelandii. Na szczególną uwagę zaslugują symulator trzęsienia ziemi i olbrzymia, ważąca 450 kg kałamarnica wyłowiona w wodach Antarktydy przez nowozelandzką załogę.  Muzeum jest otwarte codziennie od 10 do 18. Wstęp do muzeum jest bezpłatny.

       

Museum Te Papa z zewnątrz
Ekspozycja na temat fanu i flory Nowej Zelandii
Olbrzymia kałamarnica
NOCLEG W WELLINGTON

W Nowej Zelandii znajdziecie całe mnóstwo pól kempingowych - tych bezpłatnych wyposażonych najwyżej w toaletę i tych odpłatnych w przeróżnym standardzie.  Do ich wyszukiwania bardzo przydatna jest aplikacja Camper Mate, która pokazuje wszystkie miejsca noclegowe znajdujące się w pobliżu interesującej nas lokalizacji. Przy każdym miejscu znajdują się informacje na temat dozwolonych pojazdów, odpłatności za nocleg oraz komentarze osób, które tam nocowały. W większych miastach znalezienie bezpłatnego kempingu graniczy z cudem. My spędzliśmy noc na parkingu znajdującym się na szczycie Mount Victoria, z której roztaczał się widok na całe miasto.

Popołudniowa herbatka
Poranek na Mount Victoria



Jedyną opcją poruszania się między wyspami jest podróż promem. W Nowej Zelandii obsługą rejsów na tej trasie zajmują się dwie firmy: Blue Bridge oraz Interislander. Ceny biletów u obu przewoźników są do siebie bardzo zbliżone.   Standardowa cena biletu dla jednej osoby to ok. 50 $, a za samochód w zależności od jego gabarytów zapłacimy od 100 $. Warto polować na okazje - tanie bilety bilety kupicie z dużym wyprzedzeniem lub  w opcji 'last minute'.



Podróż promem na południową wyspę to niesamowite przeżycie. Jak się okazało również dla mojego żołądka. Z pomocą przyszła obsługa, która poratowała mnie kostkami lodu. Powolne ssanie kostek lodu sprawiło, że poczułam się znacznie lepiej. Widoki, które ukazały się naszym oczom po ok. godzinie od wypłynięcia zapierały dech w piersiach. Przepiękna lazurowa woda i zielona wzgórza zdawały się zapowiadać najpiękniejszą przygodę naszego życia. Podobno szczęśliwcy przy wpłynięciu do portu mogą zobaczyć delfiny. Niestety tym razem się nam nie udało. Jednak do naszego spotkania z delfinami miało dojść już tydzień później.