Z początkiem roku w hostelu zapanowały nowe porządki - Tomek i ja zostaliśmy jego menedżerami.
Para, która wcześniej zarządzała hostelem, zaproponowała nam przejęcie swoich obowiązków.
Właściciel w zamian za opiekę nad hostelem zaproponował nam własny pokój oraz wypłacane raz w tygodniu wynagrodzenie. Dodatkowo mogliśmy zachować naszą obecną pracę i wykonywać nasze obowiązki w dogodnych dla nas godzinach. Jedynym minusem był brak możliwości uczestniczenia w weekendowych wyjazdach lub wypadach do pubu przez najbliższe dwa miesiące. Weekend był dla nas najtrudniejszym momentem w tygodniu. Z racji tego, że hostel znajdował się w sąsiedztwie domów mieszkalnych, musieliśmy zwracać szczególną uwagę na poziom hałasu w hostelu. Do naszych obowiązków należały również: meldowanie/wymeldowywanie gości, zbieranie czynszu, kontrola czystości, cotygodniowe generalne sprzątanie oraz rozwiązywanie codziennych problemów. 

POŻEGNANIA

W styczniu pożegnaliśmy dwie bliskie nam osoby, które postanowiły wyruszyć w kierunku  południowej wyspy. Alberto (Hiszpania) i Pavla (Czechy) byli pierwszymi osobami, które poznaliśmy w hostelu. Przed dwa miesiące pracowaliśmy ramię w ramię w tej samej winnicy oraz spędzaliśmy razem czas w dni wolne od pracy. 



URODZINY TOMKA

W gronie naszej hostelowej rodzinki obchodziliśmy wszystkie ważne uroczystości. W lutym z okazji urodzin Tomka kupiliśmy tort urodzinowy i przygotowaliśmy małe przyjęcie.







POŻEGNALNA IMPREZA

Wraz z końcem lutego postanowiliśmy opuścić hostel i wyjechać w podróż po Nowej Zelandii.W styczniu kupiliśmy nasz wymarzony samochód z wbudowanym łóżkiem, a przez następny miesiąc oszczędziliśmy dość pieniędzy na benzynę, jedzenie oraz zaplanowane przez nas atrakcje.  Opuszczenie hostelu po ponad trzech miesiącach nie było dla nas łatwe. Mieliśmy swój własny kąt, fajną pracę i przede wszystkim ludzi, którzy stali się nam bliscy jak rodzina. Podczas naszego ostatniego wieczoru przygotowaliśmy pożegnalne pierogi dla naszych przyjaciół, a wieczorem wybraliśmy się na piwo do pobliskiego pubu.   





Od lewej: Dolly, Ja, Fabian, Jan, Alex, Pietro, na dole: Tomek, Audrey, Sina
My i Fabian - jedna z najbliższych osób, które poznaliśmy w podróży
Nareszcie nadszedł ten wymarzony dzień. Jak zwykle, wstaliśmy za późno i w popłochu zaczęliśmy pakować cały swój dobytek. Dużo stresu, biegania w tę i z powrotem i wątpliwości, czy nie zapomnieliśmy zabrać czegoś ważnego. Kolejne pożegnania, uściski i po ok. 3 godzinach udało się nam wreszcie wyjechać. Uczucie, które towarzyszyło nam po wejściu do samochodu było nie do opisania. Po trzech miesiącach ciężkiej pracy nareszcie mogliśmy zacząć zwiedzanie Nowej Zelandii.